Bardzo kibicuję polskiej modzie. Cieszę się, że nasi rodacy znaczą coraz więcej w kraju i na rynku międzynarodowym. Na wszystkich polskich "modnych" językach są
pokazy "Gelem" Roberta Kupisza, "Emmanuelle" duetu Paprocki
& Brzozowski czy Dawida Wolińskiego.
Sama mogłabym dodać coś od siebie na temat tych kolekcji, ale
po co? Relacji, recenzji i zdjęć na blogach czy portalach modowych co nie
miara. Większą przyjemność sprawi mi napisanie( i Wam, mam nadzieję-
przeczytanie) kilku słów o moim ostatnim ulubieńcu. O kimś, kto zagościł w moim
serduchu na dobre. W dodatku, była to miłość od pierwszego wejrzenia. Przy
okazji, w taką miłość wierzę tylko w modzie.
Oficjalnie polska zima trwa dopiero tydzień, a projektanci serwują
Pre-Falle na kolejny rok. W sumie to nie taka zła opcja. Może uda mi się do tego
czasu jakimś cudem uzbierać okrągłą sumkę na te wszystkie cuda. Powtórzenie w
jednym zdaniu słowa "cud" nie wróży dobrze. Skoro miałby być to
podwójny cud, to jeszcze bardziej niewiarygodny do spełnienia? Muszę zacząć
grać regularnie w Lotto, chociaż statystyki wygranych mnie zasmucają( mówią
delikatnie). Wiki podpowiada, że prawdopodobieństwo trafienia szóstki wynosi 1
: 13 983 816. Ciocia Wiktoria jakoś specjalnie nigdy nie była moim wzorem
źródła wiedzy, ale nawet z lekkim błędem, liczba odstrasza i nie rokuje zbyt
pozytywnie...
A jak się mają losy kreacji projektantów? Od razu z wybiegów wszystko trafia do szaf gwiazd, które
mają za zadanie( świadome bardziej lub mniej) wpłynąć i przekonać do kupowania
rzesze. Może nie rzesze, bo wszystkich nie będzie stać na luksus noszenia
rzeczy wychodzących spod rąk wielkich projektantów. I tutaj wkraczają
sieciówki. Dzięki długiej drodze od pokazania kolekcji do nastania właściwego
sezonu, przedsiębiorcy mają czas na obserwację rodzących się trendów, a potem
skopiowanie czy zainspirowanie się wielkimi domami mody. Tutaj na myśl nasuwa
mi się od razu niezawodna Zara. Projektanci często na drodze sądowej oskarżają
sieciówkę o kopiowanie, ale hiszpańska marka nie zraża się. Raz wygrywa
procesy, raz przegrywa, ale najwyraźniej jej się to opłaca.
Wracając do kolekcji, która bestialsko zawładnęła moim
sercem( btw... nie pierwsza i nie ostatnia). Marzę, pragnę i piszę o prezentacji 3.1 Phillip Lim
Pre-Fall 2013.
Jako swoją inspirację do stworzenia kolekcji, projektant podaje
vintage Harleya- Davidsona. Potwierdzeniem tego jest mocny akcent w postaci
nakrapianego motywu feniksa na bluzach czy swetrach. Charakterystyczne dla kolekcji są warstwowania
i geometryczność. Obok sportowej prostoty krojów, przebija się równocześnie
kobiecość i szyk.
To jest po prostu istne szaleństwo! Delirium doskonałości!
Przygarnęłabym bez mrugnięcia okiem całą kolekcję. Całowałabym Lima po stopach
i nosiła jego kreacje bez przerwy. Im dłużej patrzę, tym bardziej pragnę! Jak to
czytam, to sama siebie zaczynam się bać :P A co Wy uważacie? Czekam na Wasze
opinie o kolekcji!
Source: style.com
Ewelina
ta kolekcja jest obledna <3 wcale sie nie dziwie ze chcialabys wszystko bo ja tez bym nia nie pogardzila <3
OdpowiedzUsuńbardzo podobają mi się te propozycje! :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam!
OdpowiedzUsuńLim ma w sobie tą magię prostoty, zero udziwnień i zero przepychu - proste cięcia, fasony i boom na kolor. Bardzo mi się podoba kolekcja, najbardziej szara bluza z pierwszego zdjęcia i bordowy płaszcz z przedostatniego. Nie pogardziłabym :)
OdpowiedzUsuń